Rocznica mordu mieszkańców Gębic i Żuchowca

W miesiącu maju przypada 73. rocznica mordu mieszkańców Gębic i Żuchowca. W dwóch pacyfikacjach z 24 maja i 11 listopada 1943 roku zginęło ponad 100 osób.
Żuchowiec i Gębice, obecnie Godów, były niewielkimi wsiami. W obu miejscowościach zamieszkiwało 57 rodzin tj. około 260 mieszkańców. Większość utrzymywała się z pracy w pobliskim lesie, a niewielka część zarabiała jako miejscowi szewcy. Trudna sytuacja materialna w czasie okupacji jeszcze się pogorszyła ze względu na nałożony przez okupantów obowiązek oddawania kontyngentu (red. obowiązek oddania okupantowi określonej ilości płodów rolnych oraz inwentarza).
W nocy z 13 na 14 kwietnia grupa operacyjna Gwardii Ludowej z niedalekiej placówki w Kunowie dokonała akcji dywersyjnej ścinając słupy telegraficzne na liniach Brody – Iłża oraz Styków – Gębice leśniczówka. Kilka dni po tej akcji do Gębic i Żuchowca przybył obwoźny handlarz skórą – Gierada ze Starachowic. Dla miejscowych szewców była to okazja do uzupełnienia brakujących materiałów do naprawy odzieży. Gierada zyskał zaufanie mieszkańców. Podziwiali go za odwagę, ponieważ Niemcy surowo karali wszelkie próby handlu. Wypytywał mieszkańców o chęć zaangażowania się w walkę z okupantem lub o osoby już w taką działalność zaangażowane. Handlarz ten okazał się prowokatorem nasłanym przez Erika Schütza ze starachowickiego Gestapo. Gierada został później zidentyfikowany przez oddziały polskiego podziemia i zastrzelony na moście w Michałowie. Ciało wrzucono do rzeki Lubianki.
Wiosną 1943 roku większość mężczyzn pracowała przy wyrębie drewna. Do pracujących w lesie mężczyzn 23 maja przybył niewielki, liczący 13 osób oddział podający się za partyzantów. Agitował ich do przyłączenia się do walki z wrogiem. Mężczyźni odmówili, argumentując, że mają rodziny na utrzymaniu, a praca przy żywicowaniu drzew stanowi dla nich jedyny dochód. Po krótkiej rozmowie przybysze odeszli w stronę dworca kolejowego w Stawie Kunowskim. Następnego dnia o świcie do Gębic przybyły oddziały żandarmerii liczące 500 funkcjonariuszy. Otoczyły one miejscowość zwartym kordonem. Ze wszystkich mężczyzn od 14 lat wzwyż uformowano kolumnę. Eskortujący żandarmi z łopatami odprowadzili ich na skraj lasu. Następnie podpalili zabudowania. Gdy dopalały się zgliszcza, mężczyzn wyprowadzono do lasu. W czasie marszu zamordowano dwie osoby. Pierwszy zginął Wincenty Maciąg. Oficerowi nie podobało się, że trzymał ręce w kożuchu. Po przeszukaniu okazało się, że w kieszeniach miał pieniądze. Po zabraniu dorobku oficer rozkazał go zastrzelić. Kolejną ofiarą był Jan Surma. Ubrany w świąteczne ubranie wzbudził podejrzenie u oficera. Ten rozkazał mu, aby się rozebrał. Surma odmówił, za co został skatowany kolbami karabinów, a następnie zastrzelony. Mężczyzn doprowadzono do szybów po starej kopalni rudy. Tam hitlerowcy przystąpili do egzekucji, strzelając do Gębiczan z karabinów maszynowych. Dziewięciu uwięzionych miało wrzucać ciała zabitych do szybów. Wśród nich był Władysław Jeżewski. Po dokonaniu egzekucji przyszła kolej na pozostałych dziewięciu. Ustawiono ich nad ciałami sąsiadów i bliskich. Za każdym z nich stanął żandarm z gotowym do strzału karabinem. Oficer przed strzałem rozkazał przeszukać mężczyzn. W czasie przeszukania Jeżewski wykorzystał moment zamieszania i zrywając się z kolan zabrał rewidującemu mu kieszenie karabin. Przebiegł pomiędzy zdezorientowanymi Niemcami. Kiedy odskoczył na kilkadziesiąt metrów Niemcy zaczęli strzelać. Jeżewski biegł między drzewami, aż dopadł do głębszego rowu. Był ranny w ucho, ale miał szczęście. Dotarł do pobliskich Dołów Biskupich. Do końca wojny walczył z hitlerowcami w świętokrzyskich oddziałach partyzanckich. Był on jedynym świadkiem masakry dokonanej 24 maja 1943 roku na mieszkańcach Gębic. W tym dniu oprawcy zamordowali lub spalili żywcem 94 osoby. W masakrze zginęło wiele dzieci i młodzieży, np. w rodzinie Surmów zamordowano dwoje dzieci – jedno trzyletnie, a drugie trzytygodniowe.
Po masakrze w maju Niemcy ponownie pojawili się w Gębicach i Żuchowcu w listopadzie. Wczesnym rankiem 11 listopada do Gębic przybył niewielki oddział. Niemcy chcieli rozmawiać z sołtysem. Ponieważ mieszkał on w innej miejscowości, natychmiast się do niego udali. Na wysokości leśniczówki w ich kierunku oddano kilka strzałów z broni maszynowej. Zaskoczeni, skierowali się do najbliższego Posterunku Policji w Pawłowie, gdzie o całym zajściu powiadomili żandarmerię w Starachowicach. Reakcja Niemców była natychmiastowa. O godz. 11:30 otoczono Żuchowiec i Gębice. Wszystkich mieszkańców bez względu na wiek zatrzymano w ogrodzeniu leśniczówki. Zabudowania najpierw ograbiono, a następnie podpalono. Mieszkańców przetrzymywano, aż do zapadnięcia zmroku. Następnie zgodnie z rozkazem wyprowadzano ich w trzyosobowych grupach za budynek leśniczówki i rozstrzeliwano strzałem w tył głowy. W egzekucji zginęło według różnych źródeł od 28 do 42 osób. Ocalały tylko dwie kobiety, mieszkanki Żuchowca Antonina Kosmala i Józefa Orczyk. W ciemności Niemcy nie spostrzegli, że ich strzały były niecelne.
Łącznie w dwóch pacyfikacjach Żuchowca i Gębic zginęło około 136 osób, co stawia te dwie miejscowości wśród największych zbrodni dokonanych w województwie świętokrzyskim przez Niemców.
Opracował: Jarosław Zapała
Fotogaleria: Piotr Maj
Witam, Z kim mogę sie kontaktować gdybym wraz ze znajomymi chciał wynająć na godziny hale...